Pierwsze dni na Malcie
Słońce, ciepłe morze, wszechobecny angielski i przyjaźni ludzie – to były nasze pierwsze skojarzenia z Maltą, gdy wybierałyśmy kurs angielskiego w ramach projektu Erasmus +. I właściwie się nie pomyliłyśmy.
Wylądowałyśmy na Malcie 3 listopada 2024 r. po niespełna trzygodzinnej podróży. Przywitała nas wysoka temperatura i palmy – a to już dobrze wróżyło.
Szybko znalazłyśmy odpowiedni przystanek autobusowy i linią TD2 w kilkanaście minut dotarłyśmy do Sliemy. Zakwaterowano nas w hotelu Day’s Inn, należącym do szkoły językowej IELS, która wybrałyśmy. Hotel mieści się w samym centrum miasta i jest to jego główna, jeśli nie jedyna zaleta.
Jeszcze tego samego dnia wybrałyśmy się na mały rekonesans. To, co rzuca się w oczy, to wszechobecna żółć budynków, zbudowane są on bowiem w większości z piaskowca. Początkowo trochę nas ta jednostajność drażniła, ale teraz działa na nas uspokajająco. Podobne wrażenie wywołuje szum fal i widok pięknej Valletty, którą podziwiałyśmy z wyspy Manoela. Jeśli ktoś szuka na Malcie spokoju, to znajdzie go właśnie tam. Jeśli jednak woli gwar miasta – wystarczy kilka minut, by całkowicie pochłonęło go kawiarniane życie.
A co można zobaczyć? Przede wszystkim Trzy Miasta (są to Birgu, Cospicua i Senglea), na które można dopłynąć z Valletty promem.
Duże wrażenie zrobiła na nas także konkatedra św. Jana. Na razie oglądałyśmy ją tylko z zewnątrz. Wzrok przykuwa szczególnie fasada z aż trzema zegarami, z których każdy wskazuje coś innego (godzinę, dzień tygodnia i datę).
Komentarze
Prześlij komentarz