Maltańskie Trójmiasto

Piątkowy wieczór wcale nie zakończył się jedynie pizzą pod konkatedrą św. Jana w Valletcie. Późnym wieczorem wybrałyśmy się bowiem do Paceville, dzielnicy St. Julian’s słynącej z klubów tanecznych i rozrywkowej atmosfery. Rzeczywiście, Paceville bliżej do Las Vegas niż do prowincjonalnego miasteczka.


Warto jednak zaznaczyć, jak bezpieczne są tutejsze kluby, a bawiący się w nich ludzie bardzo tolerancyjni i otwarci na różne kultury. To zresztą cecha całej Malty, gdzie oprócz języków mieszają się różne rasy, wyznania, narodowości – a wszyscy są wobec siebie jednakowo życzliwi.

Naszą wizytę w klubie Havana zakończyłyśmy późno w nocy. Szkoda tylko, że gdy wracałyśmy (komunikacja miejska doskonale działa również w nocy!), złapał nas deszcz i w kilka minut zmokłyśmy od stóp do głów.



Sobotni ranek z racji późnego powrotu nieco się przeciągnął, ale postanowiłyśmy wykorzystać piękną pogodę na wycieczkę do… Trójmiasta. Tak, Malta też ma swoje Trójmiasto, a dokładniej Sengleę (znaną też jako L-Isla), Cospicuę (inaczej: Bormlę) oraz Birgu (Vittorios).

Do L-Isli dojechałyśmy jak zwykle autobusem (z przesiadką w Valletcie). 

Od pierwszej chwili zachwyciły nas wąskie, strome uliczki, prowadzące do punktu widokowego, z którego z jednej strony rozpościerała się panorama Valletty, a z drugiej mogłyśmy podziwiać Fort Saint Angelo w Birgu. 





Do Birgu dotarłyśmy piechotą przez Bormlę. 





Tam zregenerowałyśmy nadwątlone spacerem siły w jednej z nadbrzeżnych restauracji.

Wszystkie trzy miasta są o tej porze roku niezwykle spokojne, mało w nich turystów, na ulicach jest cicho i nastrojowo, co oczywiście zostaje wzmocnione dzięki jednolitej kolorystyce budynków. Jak już wspominałyśmy, wszystkie są wybudowane z piaskowca. 

Od zawsze robi to duże wrażenie na turystach, o czym mogłyśmy się przekonać, zaglądając do naszego przewodnika po Malcie. Znalazłyśmy tam cytat z tekstu polskiego romantycznego podróżnika, Michała Wiszniewskiego, który pisał o L-Isli tak: „Naprzeciwko La Valetty wznosi się przedmieście Senglea, którego domy idące pod górę sprawiają miły widok, przypominając cokolwiek położenie Genui. Całe miasto jest z kamienia żółtego, który afrykańskie słońce pomarańczowym blaskiem pokrywa”. Trudno się nie zgodzić z tymi – może nieco zbyt afektowanymi – słowami.

Po powrocie do hotelu czekała nas upragniona przeprowadzka do innego pokoju, dzięki czemu nasz pobyt w Sliemie nabierze z pewnością nowego charakteru.

Alicja Ciura i Anna Pikulska-Stępień

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pierwsze dni na Malcie

To nie są wakacje

Kilka słów o szkole